I po Konwencie...
Ostatnie klucze wpadły do sakiewki Fielda. Wszystkie pokoje znów stały zamknięte na cztery spusty, a cała Byczyna zamarła. Gdzieś na horyzoncie majaczyły jeszcze ostatnie sylwetki podróżnych, którzy kierowali się z powrotem do stolicy Imperium.
Elf patrzył na skąpane w letnim świetle korytarze, w których jeszcze kilka godzin wcześniej słychać było hałas towarzyszący gorączkowemu pakowaniu się i źle wycelowanym zaklęciom porządkującym. W końcu zerknął za siebie. Za nim wciąż stała jeszcze jedna postać.
- Do zobaczenia za rok? - zapytał z lekkim niedowierzaniem, tak jakby ostatni tydzień nie miał miejsca... albo jakby perspektywa czekania 12 miesięcy była czymś totalnie abstrakcyjnym. Zresztą, obojętnie czy po roku, czy po siedmiodniu, kolejny, dziewiąty już konwent, nie będzie taki sam. Żaden nie był podobny do poprzedniego.
Dyrygent Przeklętej Orkiestry odwrócił się ponownie, lecz tym razem nikogo za nim nie było. Może faktycznie mu się to wszystko tylko zdawało...?