Terminy, terminy...
Field nie był zachwycony. Patrzył dokładnie w wyciągi z NBKO (Narodowego Banku Krasnali Ogrodowych), patrzył również na ścianę pokrytą runami mieszającymi się z różnymi rozpiskami i szczegółowymi wyliczeniami. Po dłuższej chwili pstryknął palcami, na co jeden z grasujących w okolicy chochlików poleciał z wielkim imbrykiem złocistego trunku. Na coś się przydało to kilkudniowe szkolenie metodą kija i marchewki. - pomyślał.
Z lekkim zniesmaczeniem, pykając z gigantycznej fajki, zaczął pisać, mrucząc do siebie, że czasem też tak bywa.
W międzyczasie Tarnum patrzył bez przekonania na kamienne twarze administracji. W końcu eksplodował:
- Mahadevo, broń! Zrobiliśmy tak, bo trzeba było. Trudno. Teraz okazuje się, że stało się, jak stało, ale przecież nie wisimy przed apokalipsą. Zresztą... - machnął ręką, w której pojawił się arkusz pergaminu. - Tutaj macie dodatkowe dokumenty i papiery. Jak widać, KOK się dostosuje do każdej sytuacji.