Cisza przed Burzą
Mistrz przez cały dzień siedział w swoim laboratorium. Nikomu nie wolno było mu przeszkadzać, toteż wszyscy służący na palcach chodzili po rezydencji, by nie prowokować swojego pana (wszak zawsze gdy nadchodziły dni eksperymentów był trochę nerwowy). Jeden ze sług nasłuchiwał odgłosów dochodzących z piwnicy.
- Jeszcze troszkę żabiego skrzeku, teraz podgrzejemy – Islington mruczał pod nosem kolejne kroki potrzebne do stworzenia zaklęcia. Nagle jednak nastała kompletna cisza, nie słychać było ani Mistrza, ani specyficznego bulgotania, nawet pisku myszy. Sługa nachylił się, by zajrzeć przez dziurkę od klucza, lecz zanim zdążył to zrobić rozległ się ogromny huk. Lekko ogłuszony otworzył drzwi i zobaczył ogromne pobojowisko. Czarne ściany były jeszcze bardziej czarne, wszystkie garnki wywrócone do góry nogami, po podłodze płynęły różnobarwne ciecze. Na środku laboratorium siedział czarodziej, cały osmalony dogaszał właśnie swą szatę. Rozejrzał się dookoła i zaczął się śmiać.
- To musi być to nowe zaklęcie rozweselające – pomyślał sługa – chyba się udało